Jak wybrać organizatora wyprawy?
Należę do ludzi, którzy źle znoszą zorganizowane wycieczki. Jazda pięćdziesięcioosobowym autokarem, zaliczając po drodze sklepy z pamiątkami, skórami, biżuterią, złotem, srebrem i milionem innych niepotrzebnych przedmiotów, to perspektywa która zniechęciłaby mnie do podróży nawet ku najbardziej fotogenicznym krajobrazom.
Zresztą, zdjęć najciekawszych miejsc z danego regionu nie zrobimy podczas wycieczki autokarowej, bo autokar nie wjedzie na niedostępne szlaki, nie wspominając już o tym, że ciągle ktoś wchodzi w kadr. Na trekking pięćdziesięcioosobowej grupy też bym nie liczył :-). No i oczywiście trzeba jeszcze zapłacić za organizację imprezy wszystkim pośrednikom. Podsumowując – mnie standardowe wycieczki nie interesują :-). Jeśli z kolei poprosimy firmę w Polsce o organizację wyprawy niestandardowej (dla małej liczby osób i z indywidualnym planem), to nie będzie to niemożliwe, ale koszty będą wysokie. Co wobec tego robić? Mamy dwa wyjścia. Możemy pojechać „w ciemno”. Przemieszczać się środkami komunikacji publicznej, hoteli szukać na miejscu. Niektórzy preferują takie rozwiązanie, jednak my z kilku powodów zrezygnowaliśmy z tego. Po pierwsze, wozimy ze sobą bardzo dużo ciężkiego i drogiego sprzętu, po drugie, podróż komunikacją publiczną oznacza konieczność dostosowania się do konkretnych godzin i tras (najlepsze zdjęcia robi się poza trasą), a po przybyciu do nowego miejsca chcemy – zanim się ściemni – robić zdjęcia, a nie szukać hotelu.
Autobus „liniowy” w Kenii.
Organizator idealny
Zazwyczaj więc posiłkujemy się pomocą organizatora, ale lokalnego. Innymi słowy, szukamy firmy turystycznej, która zna lokalne realia i od której można wynająć samochód z kierowcą, ale która nie będzie nas męczyć przewodnikiem ciągnącym nas do zaprzyjaźnionych restauracji. Najpierw, (posiłkując się własnym doświadczeniem, mapami, przewodnikami, Internetem) układamy dość dokładny plan wyprawy: z datami, szacowanymi godzinami przejazdów, miejscami postoju, czasem przewidzianym na zwiedzanie ważniejszych (kluczowych) miejsc, itp. Ten plan (oczywiście w języku angielskim) wysyłamy do firm w kraju docelowym z pytaniem o możliwość realizacji. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym na takie zapytanie nie otrzymał odpowiedzi :-). Ale odpowiedzi są różne. Po odpowiedzi ich poznacie :-). Ci co będą kluczyć, że planu nie da się zrealizować, że proponują nam to lub tamto, odsyłają do „pakietów” na stronie internetowej, itp. – odpadają z gry. W końcu jednak udaje się wybrać tę firmę, z którą pojedziemy i z nią prowadzimy negocjacje do końca, do ostatniego szczegółu :-). Ja wiem, że niektórzy podróżnicy uważają, że trochę spontaniczności nie zaszkodzi, ale – tu chodzi o nasze pieniądze. Jeśli czegoś na tym etapie nie ustalimy (np. czy w cenie są opłaty wejściowe do jakiegoś rezerwatu, opłaty drogowe, podatki, itp.), to możemy być prawie pewni, że uiścimy te opłaty na miejscu. Przykłady: w czasie ostatniej podróży w Himalaje jeden z kierowców zażądał od nas pieniędzy na opłaty drogowe, dopiero wyjęcie podpisanej umowy, w której było napisane, że w cenie opłaty drogowe są uwzględnione, sprawę rozwiązało. W jednym z hoteli natomiast próbowano policzyć nam opłatę za dodatkowe łóżko w pokoju w wysokości większej od ceny za pokój dwuosobowy :-). Znów wyjęcie kartki z wydrukowanymi wcześniejszymi ustaleniami uratowało sytuację. Można oczywiście wybrać wariant pośredni. Tak zrobiliśmy w czasie drugiej wyprawy do Kenii. Będąc w Nairobi odwiedziliśmy kilka firm organizujących safari. Spośród ofert tych firm wybraliśmy naszym zdaniem najlepszą i pojechaliśmy. Ale to moim zdaniem nie jest dobre rozwiązanie. Nie jesteśmy przecież w stanie sprawdzić zbyt wielu ofert. A niektóre pomysły wymagają jednak od biura wcześniejszego przygotowania się, sprawdzenia możliwości realizacji pomysłu, itp. Podsumowując – każdy sposób podróżowania ma swoje plusy i minusy. Jeśli masz dużo czasu i żadnych konkretnych planów, możesz sobie pozwolić na więcej improwizacji. Jeśli masz konkretny plan do zrealizowania, nie trać czasu na poszukiwanie transportu czy noclegu.Martyna Nawrocka, Koszalin, grudzień 2019